Temat wybiera artystę

 Rozmowa z Jerzym Murawskim, malarzem, scenografem, performerem, stypendystą marszałka województwa, zamieszczona na portalu www.kujawsko-pomorskie.pl

Na czym polega pański najnowszy projekt „Ostatnia Wieczerza”? Skąd pomysł na tego typu realizację? 

Szczerze mówiąc nie wiem, temat sam się pojawił. Kiedy? Już bardzo dawno, nie pamiętam. Artysta dostaje na wstępie swojego życia jeden, dwa, no może trzy tematy. Jego całe życie jest komentowaniem tych tematów. Zabrzmi to bardzo banalnie, ale uważam, że to tematy nas wybierają, a artysta jest medium. Skąd się biorą tematy i obrazy, które się mi objawiają? Z jakich rzeczywistości przychodzą? Tego nie wiem. „Ostatnia Wieczerza”, ta wielka ikona chrześcijaństwa, jest dla mnie tematem ostatecznym. Wielkim Świadectwem gigantycznej samotności człowieka - wobec zdrady towarzyszy, zdradzonych idei i ideałów. Czym jest dzisiaj dla nas to wielkie wydarzenie? Czy już tylko jednym z wielu obecnych gadżetów? Jako temat jest też wyzwaniem dla twórcy i, jak wiemy, przez wiele wieków zmagały się z nim i nadal zmagają setki artystów. Stawiając „żywy obraz” „Ostatniej Wieczerzy”, oparty na dziele Leonardo da Vinci, w najróżnorodniejszej publicznej przestrzeni oraz pozostający w wielkim, surrealistycznym kontraście z otoczeniem, zadaję fundamentalne pytanie o potrzebę duchowości w obecnym, totalnie zmaterializowanym świecie. To tyle na ten temat w wielkim skrócie.
  

 

 

Ma pan na koncie niezwykle udane scenografie teatralne, choćby ostatnio dla toruńskiego Baja Pomorskiego. Co ciągnie malarza w kierunku teatru? 

Jestem wychowany w operze i na operze, której formę po prostu kocham. Mój ojciec był koncertmistrzem w operze poznańskiej i już jako dziecko często towarzyszyłem mu, oglądając z zapartym tchem ten wspaniały operowy świat. To była cudowna szkoła wyobraźni. Po latach to wróciło. Po prosto w którymś momencie zabrakło mi ruchu, światła i trzeciego wymiaru i scena w naturalny sposób stała się dla mnie wielkim płótnem, a ruch, formy kostiumów, scenografia, światło -  materiałami malarskimi, którymi maluję obrazy. Mam dyplom z malarstwa na krakowskiej ASP i jestem nadal czynnym malarzem. Gruntowne studia malarskie zapewniły mi warsztat pracy, jakiego nie ma większość scenografów. Bez solidnych podstaw warsztatowych, zwłaszcza rysunkowych, można najczęściej niestety uprawiać tylko tak zwane „kopiuj-wklej”, tak popularne dzisiaj. 

Kostiumy wykonuję w dużej części sam, asystując w pracowniach teatralnych przy ich powstawaniu od samego początku aż do końca. Materiały, które często przywożę ze sobą (tak było na przykład w wypadku Baja Pomorskiego), są starannie wyselekcjonowane i dobrane. To są przecież moje farby. Kostiumy do „Ostatniej Wieczerzy” zostały w całości wykonane przeze mnie. Szyte miesiącami, farbowane, odfarbowywane, przycinane, właściwie rzeźbione ze starannie dobranych materiałów. To ich koloryt, faktury i forma stanowią niezmienny element projektu „Dziennik podróży z Ostatnią Wieczerzą”. Zmieniają się ludzie, którzy tę formę kostiumów wypełniają i ożywiają, nadając jej przeróżne wymiary, znaczenia i sensy.
 
  
 
W pańskim dossier można znaleźć informacje na temat współpracy z zagranicznymi ośrodkami kulturalnymi. 

No tak, zostałem zaproszony do studia przeznaczonego dla zagranicznych artystów w Amsterdamie przez ówczesnego dyrektora Stedelijk Museum, które było wtedy jednym z najważniejszych muzeów w Europie. To było dla mnie duże wyróżnienie. Muzeum posiada wspaniałą kolekcję sztuki współczesnej, znaną w całej Europie. Siedziałem w pracowni i malowałem. Potem, przychodził dyrektor i jeśli podobały mu się [prace], to kupował je do kolekcji. (...) Następnie, po zakwalifikowaniu moich prac przez międzynarodowe jury, wyjechałem na wielomiesięczne stypendium do Worpswede, artystycznej wioski, w której bywał na przykład Rilke. Warunki były nieprzyzwoicie znakomite. Dostawałem spore stypendium DAAD (Deutscher Akademischer Austausch Dienst, niemiecka fundacja zajmująca się wymianą akademicką – red. Wywiadu tygodnia) i wspominam to jako bardzo beztroski okres mojej twórczości. Miałem też dużą, przeglądową wystawę w Waterland Museum w Holandii.
 
  
 
W międzyczasie wystawiałem swoje malarstwo w galeriach w Kolonii w Niemczech, w Aarhus w Danii i w innych galeriach miast holenderskich.

Pierwsza, ważna dokumentacja mojego „Dziennika podróży z Ostatnią Wieczerzą” odbyła się w Kunstzaal w Amsterdamie i tam też miała miejsce pierwsza wystawa kostiumów do „Ostatniej Wieczerzy”. To tutaj właściwie zaczęła się ta fantastyczna, pełna przygód, podróż, która trwa do dzisiaj i której dotychczasowe rezultaty będą udostępnione szerokiej publiczności od końca czerwca do początku sierpnia w Dworze Artusa w Toruniu. Serdecznie zapraszam do oglądania.  
 
  
 
Fot. Wojtek Szabelski/freepress.pl i archiwum Jerzego Murawskiego

10 maja 2013 r.

 

Strona główna o Jerzym Michale Murawskim

Podziękowania

Instalacje teatralne „Ostatnia Wieczerza” mogły wydarzyć się tylko i wyłącznie dzięki ludziom dobrej woli. Chciałbym im wszystkim podziękować za ich wielką bezinteresowność, ogromne serce, poświęcenie i zapał do pracy. To właśnie dzięki tym ludziom moje marzenie o realizacji „Ostatniej Wieczerzy” mogło się spełnić. Okazuje się, że moja dewiza, że najwspanialsze rzeczy, jakie dzieją się w naszym życiu są bezinteresowne i mogą być zrealizowane bez łaski pieniądza, a po prostu z potrzeby serca i duszy, sprawdza się na przykładzie obecnej realizacji. To są te krótkie wspaniałe momenty, kiedy fałszywa moc pieniądza traci swój blask, a czysta bezinteresowność święci swoje tryumfy. Chwała więc ludziom dobrej woli i wielkiego serca, to dzięki nim zwyciężyliśmy materię, a nasze wspaniałe marzenia się spełniły.
Chwała Wam Przyjaciele!

Przyjaciele